Average: 5 (2 votes)

 

Cylindrowaty
Cylindrowaty

RACJA STANU

Niespodziewanie spotkałem imć Kiciuchę, znajomą podróży dalszych.

Otoż, negocjując udrożnienie kanałów grzewczych Piecarnia–Chata spotkałem Kiciuchę czającą się w kuluarach. Mając trochę czasu i sympatii do siebie zaprosiłem ją na lancz. Po oficjalnych, nic nie znaczących rozmowach, poprzez wspomnienia przeszliśmy do luźnej kombinacji co by tu, jak i gdzie zrobić jeszcze lepiej sobie w życiu.

Kocimiętka przepita szklanką mleka niezwykle rozluźniła sierściucha. Wsłuchując się w jej pomruki dowiedziałem się, iż Shedland trawią niepokoje społeczno-polityczne. Szopobylec w Cylindrze po uwzrocznieniu przejął finanse krainy. Po krótkiej walce politycznej z Trampkowatym, pod pretekstem społecznego audytu przejął i ukrył księgi, a wraz z nimi przejął realną kontrolę budżetu Szopolandu. Mocno krytykując poprzednie, jakoby to nielegalnie wybrane władze, zyskał spore poparcie społeczne i małymi krokami zaczął podporządkowywać newralgiczne resorty krainy. Przysłuchując się tym rewelacjom zastanawiałem się czy działając na rzecz Cylindrowatego nie przyczyniłem się mimowolnie do tej sytuacji. Szczególnie przeprowadzona brawurowo operacja uwzrocznienia. Niestety, obowiązki negocjatora przerwały nam, jakże miłe skądinąd, pogaduszki. Wyściskałem Kiciuchę i powróciłem do Piecarni gdzie sadząc gęste macie z mozołem pchałem ciężki wóz negocjacji. Dążąc do kompromisu w sprawie grzewczej zapomniałem o niepokojach w Szopolandzie.

Parę dni później temat Cylindrowatego nieoczekiwanie powrócił. Kiciuchą znowuż.

Pewnego dnia, późnym wieczorem, rozglądając się konspiracyjnie zakradła się do mnie Kiciucha. Wielce ucieszony zarządziłem huczną wieczerzę. Jednak sierściuch tylko prychnął niecierpliwie, nerwowo odciągnął mnie na bok i prawie niedosłyszalnie zaczął szeptać. Ki za diabeł – pomyślałem.

Okazało się, że Kiciucha przybywa z misją od Cylindrowatego. W związku z tym on mnie przeprasza za ostatnie słowa i czyny. Niby w szoku był, pod znieczuleniem jeszcze i ogólnie do drewnianej, kanciastej dupy to wszystko wyszło. Bo nie chciał i głupio mu. Przechodząc do meritum, z grubsza chodzi o to, że drewniak włodarzy już całą gębą i chciałby być wszędzie, a nogi brak. Trampkowaty ma i to obutą. No i wyprzedza go w działaniach, a przecież w opozycji zdrajca jeden jest. I tak nie może być, że bez nogi. Noga musi być. Do tego jeszcze jakiś garnitur lub chociaż koszula porządna i spodnie z górnej półki. O trzewiku nie zapominając. Jest to sprawa bezpieczeństwa narodowego, można rzec, racja stanu.

- Wiadomo też, że ty chirurgów znasz i to zagranicznych, znaczy dobrych, no więc teges, wiesz. - skończyła Kiciucha na bezdechu.

- No, no, no – mruknąłem i dumałem w ciszy. No i co z nim zrobić, hm? W końcu to moje dziecko, poniekąd. Stworzyłem drewniaka.

- Jaka odpowiedź, bo muszę już znikać? – po minucie, kotka czujnie rozglądając się, nastawiła ucha.

Jeśli dorobię mu tę nogę, to czy nie przyczynię się do zaognienia sytuacji? Weźmie i nakopie komuś do dupy na ten przykład albo komu drugiemu podstawi z wysiłkiem wystruganego koślawca i będzie, normalnie jak kij w szprychy. Przecież to może być skandal dyplomatyczny, wojna domowa, a może nawet nogoczyny mogą wyjść za próg. Różnie może być, to nie są łatwe rzeczy. Wymknie się taka noga spod kontroli, powędruje samopas w świat i kto ją potem dogoni. Najlepiej jak nogi są dwie, to jedna drugiej pilnuje, stabilniej się stoi. Jedna jest nieodpowiedzialna, może pójść gdzie chce. I ta noga ma władzę. A władza deprawuje. Jak będzie chodzić gdzie chce, to będzie ona, ta władza znaczy się, absolutna.  A władza absolutna deprawuje absolutnie jako rzekł pewien filozof. Historia wykazuje, że trzeba ze słowami lorda Johna Actona się zgodzić. Po takiej nodze, autokratycznie rozwydrzonej jak chuligan, ukochany synek tatusia, trzeba długo sprzątać, a to nie są tanie rzeczy. Pomocy prosić trzeba, kredyty zaciągać, obligacje wypuszczać. To niekoniecznie może się udać. I znowu, niesnaski, strajki, zamieszki, rozruchy może nawet. Trupem może sypnąć tu i ówdzie. No, sytuacja nie do pozazdroszczenia. Z tych do kanciastej drewnianej dupy bardziej. Czy ja jestem w dobrym miejscu i o dobrym czasie? Krócej mówiąc: nie wiem czy mam odpowiednie kwalifikacje i narzędzia. Na pewno mam wątpliwości czy mam odwagę wziąć na siebie odpowiedzialność. Za nogę, za drewniaka, za szopę, za naród, za świat w końcu! Zwątpienie oblepiło mnie niczym gęsta jesienna mgła lub inne... dobra, nie idźmy w tę śmierdzącą stronę. Muszę to jeszcze głęboko przemyśleć.

- No, więc jak? - Kiciucha bawiła się kłębkiem nerwów. - Pomożesz mu czy nie? Ważna sprawa. Szybka odpowiedź. Nie naciskam ale wiesz… Tak? Zrobisz jak zechcesz ale… To, co? Tak?

- Muszę to przemyśleć. Za parę dni dam odpowiedź – powiedziałem powoli, szukając w myślach bardziej dyplomatycznych słów.

- Ale wiesz, on czeka. Liczy na ciebie. Jest w potrzebie. Noga ważna rzecz. - kłębek nerwów był już mocno nadszarpnięty.

- Powiedziałem. Za parę dni.

- Ale…

Nie wytrzymałem.

- Dobra, mam dość. Foch.

Zostawiwszy Kiciuchę z ledwo żyjącym kłębkiem nerwów poszedłem hucznie wieczerzać.