STRASZNA BAJKA 1
Nadszedł z wiosną czas morowy,
Dezynfektyk srogi już gotowy.
Cały naród drży w kwarantannie
Nie popuści nawet młodej pannie
Zza winkla z cicha się wyłania
Niezbyt śliczna czarna łania,
Ma wpisane god mode kody
Z paszczy się rozchodzą smrody.
Powoli gasną światła miasta,
Kosa ostra niczym nóż do masła,
Kaptur na niekształtnej głowie,
Maska ciut przeszkadza w mowie.
Na paliczkach naciągnięte odlotowe
Gładkie rękawiczki lateksowe.
Czujnie się rozgląda w koło
Czy się ktoś nie puka w czoło.
I już myślisz czas się zbierać
Czarne buty wnet ubierać
Pewnie niebios taka wola
A to z Sanepidu jest kontrola.
BAJKA NA POCIESZENIE - O SMOKU DWUGŁOWYM,
CO NIE WIEDZIAŁ, ŻE MA DWIE GŁOWY
Myśląc o Joannie w wannie
Zapomniałem o Zuzannie.
Wielce tymże faktem poruszony
Wyskoczyłem z wody nie golony,
Biegać, krzyczeć jołem w kółko:
"Gdzie jest papier, pióro, biurko!
Córce życzeń nie życzyłem,
Strasznie sobie nagrabiłem!
Gdzie jest biurko, pióro, papierzysko,
Może jeszcze nie stracone wszystko!
Chociaż bajkę jakąś, Boże!
Może chociaż to pomoże!
Gdzie jest papier, biurko, pióro!
Już Ci piszę, niech się skupię, wybacz córo!"
Dość klasycznie się zaczęło, było
I klasycznie się skończyło,
Lecz o końcu to będzie na końcu,
Teraz może zacznę w końcu.
Za siedmioma morzami i górami
Była ósma góra, gdzie na grani
Mieszkał smok z małymi kłami,
Ale za to z dwiema głowami.
Każda głowa na szyji tak długiej,
Że jedna nie widziała drugiej,
A gdy kiedyś za górą się spotkały,
Przywitały się, nie poznały i rozstały.
Każda z głów tych biednych
Myślała, że jest jedna z jednych.
Choć nie wiedzą o tym dzieci
Było tak od tysiącleci
I trwałoby tak jeszcze długo,
Iż pierwsza nie wie, że jest drugą,
Lecz przyszła głowom myśl do głowy,
By zobaczyć na czym rosną głowy.
Każda z nich na szyję zerka,
Nie chce wierzyć - ale długa! - jeszcze zerka.
Obie za swym wzrokiem podąrzając
Opadały w dół szybko niczym zając;
Spadały tak ze dni trzysta,
Aż dotarły do karku, oczywista.
Gdy się tam spotkały głowy
Ich zdziwienie przeszło rozum zdrowy,
Że o wielkich oczach już nie wspomnę -
Zrozumiały, że choć odległości są ogromne
I się szyje nigdy nie splątały
To i tak się głowy dwie spotkały.
Można by tu jeszcze snuć morały,
Lecz w zasadzie to jest już wiersz cały.
Jeszcze - spytasz - czemu to klasycznie się skończyło?
Ano, żyli długo i było im zielono, a mnie tam nie było.
DZIEWCZYNKA Z AMBICJAMI
W fabrycznej dzielnicy
Rzecz się miała,
Zmarznięta na ulicy
Dziewczynka stała.
Wiatr targa warkocze
Do szpiku przenika,
Przerażone ma oczy
I nie ma szalika.
Zmarznięte ma uszka
I ciałko całe,
A w sinych paluszkach
Pudełko zapałek.
Nikt jej nie pomoże,
Zamarza cała,
Dłużej już nie może,
Zapałkę odpala.
Wtem, głos dobiega:
Cięcie! Zmiana aktorów;
Dziewczynka wybiega,
Teraz reklama traktorów.
DZIADEK Z FAJKĄ
Duży ogród zakrzewiony,
Z boku domek przyrośnięty,
Frontem ganek przekrzywiony
Wyrósł prosto z liści mięty.
Siadał tam w fotelu bujanym
Dziadek z fajką trzcinową,
Nakrywał się kocem wypłowiałym,
Coś mruczał przytakując głową.
Nie wyglądał zbyt przyjaźnie,
Ani nadto wrogo
Tylko mruczał niewyraźnie
Czasem przytupując nogą.
Raz pod ganek się podkradłem
Ciekawością srogą gnany.
Nastawiłem ucha i pobladłem -
Dziadek jutra składał plany.
I powiem Ci kolego,
Wcale nie pytany,
Iż pobladłem nie dlatego,
Że to były jego jutra plany.
Otóż, z ust owych starych
Słowa się wydobywały,
Nie dasz pewnie wiary,
W których świat był cały.
Jołem nasłuchiwać baczniej,
Gdyż złapałem dosyć szybko,
Że skorzystał byłbym znaczniej
Znając z jutra prawie wszystko
I powiedziałbym wam to wszystko,
Lecz w słuchaniu w dużej mierze
Przeszkodziło mi muszysko;
Com spamiętał wam zawierzę.
Mówił dziadek: "...jurto plucha
We Wrocławiu, Moskwa za to sucha,
A dla tego co mnie słucha
Niech do ucha wpadnie mucha."
O ZATRUTYM JABŁKU
W małej chatce
Na kurzej łapce
Baba mieszkała
Co magią władała.
Do tego domu
Chyłkiem po kryjomu
Przybył gość gniewny
- Macocha królewny.
I prosić babę jęła
aby ta wstrzyknęła
W jabłko lub banana
Coś do spania.
Po krótkim wahaniu
Przy targowaniu,
W wielkim garze
Baba na parze
Warzyć ziele zaczęła
I zaklęcia klęła;
Pluła i chuchała,
Po godzinie ugotowała.
W tym co naważyła
Jabłko zanużyła.
Gratis dała uncję,
Dołączyła też instrukcję.
Wtedy wyobraźcie
Takie zajście:
Drzwiami i oknami
Woje z mieczami
Wpadają do chaty
I widząc konszachty
Skuli babę niecnotę
I królewny macochę.
Już się zacietrzewiacie,
Stosy podpalacie,
Na pal ciągniecie,
A wszystkiego nie wiecie.
Otóż moi kochani
Z tych żadna pani
Nie trafi do więzienia
Bo to były ćwiczenia.
MUCHA
Dzień dłużył się niemiłosiernie,
Ochoty odeszły wszelkie
Tylko powracało wiernie
Stado much wielkie.
Liczyło sobie,
A liczyłem na dwie ręce,
Jakieś wielkie mrowie
Albo nawet więcej.
Jedna z nich,
Wcale nienajwiększa
Chyba mnich,
Bo najczarniejsza,
Bzyczała mi do ucha,
Świętych wzywając,
Że nie jest mucha
Tylko zając.
Nie kupiłem gadki
Za nic muchę mając,
Więc poprawiwszy szmatki
Odleciała kicając.
BAJKI GADAJĄ LUDZIE
Różne to bajki gadają ludzie,
W szczególności po większej wódzie,
A ode mnie faktów się dowiecie,
Wystarczy, ot, po secie i galarecie.
Widzę, brachu, że nie wierzysz,
Więc mi zanim z sakwy co odmierzysz
Dla zachęty o królewnie zdradzę to i owo
I o miejscu zdarzeń powiem słowo.
Tak więc będąc młodym, z zajęć braku
Przemierzałem świat na rączym rumaku.
Wiesz jak jest, jesteś młody -
Wiatr we włosach i takie tam pierdoły.
W tym pędzie tak się zapomniałem,
Że aż siedem gór i rzek przejechałem.
Patrzę, a tam stoi willa pod lasem,
Wielka jak zamek, miast wież - z tarasem.
Na balkonie tym, przyznasz - wysoko,
Będzie ze trzy metry, na moje oko,
Cud dziewczę stało przy balustradzie,
Mówię ci, aż rumak siadł na zadzie.
Wzrok nasz się spotkał, klękajcie narody,
Zadrżały serca, opadły brody;
Co będę kadził, wesele było w sobotę.
Nalej! powiem ci co było potem.
Pierwszy rok, owszem, pełen wdzięku -
W kapciach, fotelu, z gazetą w ręku,
Lecz krótko trwała ta sielanka -
Kochanka znalazła ma wybranka.
Wiedz, niełatwe jest życie rycerza.
Użyłem przyłbicy, miecza i pancerza.
Zdybałem gacha i flaki mu wyprułem,
A żonę kolacją przy okazji otrułem.
Sprawa mogła inny wziąć kierunek,
Rzekłbym, ale skończył mi się trunek,
Więc nie dowiesz się no, brachu
Jak mnie później ścięto dla postrachu.
A PROPOS AMBROZJI
Gdyby pijać ambrozję codziennie
Człowiek stałby się bezwiednie,
Choć taki mały i bezradny,
Zeusopodobny i gromowładny.
I nie ma nic w temacie
Na Olimpie, ani Krecie,
Czy to skutek jest uboczny
I czy wpływ na człeka znaczny.
Więc tu dam Ci małą radę:
Racz się z umiarem tym nektarem,
Bo do końca nie wiadomo
Czy to lepiej bogom, czy dla homo.
- 9 odsłon