Average: 4 (4 votes)

 

Nie chcesz czytać - SŁUCHAJ


» Więcej audiobooków

 

gdzieś tam
Grafika - pl.freepik.com

Czekając na kawę rozmyślał o Karapylach, Don Agawie i 60 tonach znikającej droiny. Karapyle, a właściwie układ trzech planet Alkoru, małego systemu wchodzącego w skład archipelagu, nie były zbyt dobrym miejscem postoju. Pierwszy glob zbyt bliski słońca, nieduży, prawie bez atmosfery nie nadawał się nawet na bazę przemytniczą. Ktoś kiedyś zbudował na nim parę magazynów, ale po dziesięciu latach nic po nich nie zostało. Skoki temperatur w okolicach 400 stopni i szalejące burze piaskowe skutecznie rozwiały marzenia o bazie przeładunkowej w tym rejonie. Erozja w tych warunkach jest nad wyraz skuteczna.

 

   Poprawił się na koi i ból w pachwinie na dłuższą chwilę przerwał dość senne rozważania. Automat dostarczył kawę, której aromat zmusił go do sięgnięcia po papierosy. Zawsze przy kawie nie mógł się oprzeć nałogowi. Spowity niebieskawym dymem i lekko siorbiąc powrócił do powolnych rozmyślań.

   Ból w okolicach lędźwi trochę sadystycznie przypomniał mu niebieskooką blondynę znajdującą się jeszcze nie tak dawno w jego łóżku. Swoją drogą - pomyślał - czy ona brała w tym udział, czy była tylko mimowolnym narzędziem? Musi się tego dowiedzieć. Jak tylko dojdzie do siebie odwiedzi ją jeszcze raz i tym razem to on będzie zabawiał.

   Poznał ją - zaraz jak jej było na imię? Fiona? Nie. Dona. Tak - Dona, poznał ją na drugiej z kolei planecie Alkoru, tej zamieszkanej. Co prawda trudno te szumowiny i całą chmarę policji próbującej zaprowadzić tam porządek nazwać mieszkańcami, ale cóż pasożyty też mają prawo do życia. Podobno. Gdzieś o tym słyszał, czy też czytał, nieważne zresztą. W każdym razie prawo do tak zwanego życia rościły sobie wszelakiej maści bandy. Począwszy od drobnych złodziejaszków, poprzez oszustów, alfonsów, handlarzy narkotykami i bronią, po gangsterów z górnej półki. Wszyscy oczywiście odwiecznie poszukiwani przeróżnymi listami gończymi, przez wszystkie znane i nieznane światy. Jeśli już jakiś naprawdę poważny powód cię zmusił do zakotwiczenia w tym porcie, to przepadłeś bracie. Chyba, że wszyscy wiedzą, iż jesteś gościem takiego typa jak Don Agawa, a i to niekoniecznie da ci ochronę. Krótko mówiąc - nikt o zdrowych zmysłach się tam nie wybiera. A jednak.

   Jesteś chory - pomyślał - i to na umyśle. Uwierzyłeś w dobre interesy z Donem, no to masz czego chciałeś, a teraz szukaj wiatru w polu. Ani droiny, ani szmalu. A termin dostawy upływa za jedenaście dni. I jak nie odnajdziesz towaru, to bracie po tobie.

   Przypalił drugiego papierosa, siorbnął łyk kawy i próbował ułożyć jakiś plan działania na najbliższe dni. Nic nie przychodziło mu do głowy, jedynie Dona wciąż uporczywie powracała. Musi ją koniecznie odnaleźć. Choć nie spodziewał się za wiele ona była jedynym punktem zaczepienia. Przynajmniej na razie.

   Przesiedział tak jeszcze jakieś pięć minut i nie mogąc nic więcej w swej bolącej głowie wymyślić, powoli zapadł w niespokojną drzemkę.