"...Boże, to już piętnaście lat wychodzę codziennie na ten balkon. Na godzinkę lub dwie. Na świeże powietrze, odpocząć od ścian. Cudownie jest tak wyjść i wciągnąć pełną piersią świeże, chłodne powietrze. Nie, nie co dzień. Zimą, kiedy mroźny wiatr tak kręci białymi płatkami jakby nie chciał, aby spadły na ziemię tylko na parę minut albo i wcale. Gdy jest duży mróz tylko przez okno wyglądam. Lubię padający śnieg.
Na wiosnę to już regularnie, codziennie jestem na balkonie. Niedługo nieśmiało wyjrzą świeżo zielone listki starej Brzozy wspierającej się delikatnie o poręcz balkonu. Wszystko ma swój czas...
Dziś pada. Tak powoli, dostojnie. Mierzone krople bębnią w parapety. Lubię patrzeć jak cieniutki strumyk na kutej poręczy kroplą nagłą wezbrany zrywa brzeg i spada gdzieś w nieznane. Zerkam na Brzozę ale chyba nic nie zauważyła, dalej bierze prysznic. Kąpie gałązki pod przyszłe liście.
Ech, może pójść na spacer nim przestanie? Nie zdążę, zaraz obiad, a Matylda nie lubi odchyleń od planu dnia. Czasami mnie wkurza tą pedanterią czasową, ale kocham ją. Dba o mnie. Gdyby jeszcze nie szurała kapciami po podłodze, to bym prawie ją ubóstwiał, hehe.
Tak, od jakiegoś czasu bardzo mi się słuch wyostrzył. Słyszę ją jak idzie, jeszcze w przedpokoju, ale wyraźnie słyszę - szur, szuurr - jedno krótsze, jedno dłuższe. Regularnie, tak jak wszystkie dni z Matyldą.
Czas wracać, zaraz obiad. Potem drzemka, a po kolacji, to może coś poczytamy. Lubię gdy Matylda ma dobry humor i czyta na głos. Uspokaja mnie to.
Czasami śpiewa, też lubię. Ale najbardziej lubię latem siedzieć z nią razem na balkonie. Jak jest ciepło i dobra pogoda, to czasami siedzimy i patrzymy w niebo aż do zmroku, aż gwiazdy zaświecą. Ona patrzy smutnym wzrokiem i płacze cichutko. Myśli, że nie wiem, bo jest ciemno, ale słyszę łzy płynące po policzkach. Wtedy szybko wracamy do mieszkania. Przygotowuje mi posłanie i gasi światło. Nie śpię. Słyszę ją w kuchni, szlochającą do późna.
Już czas, już szura za drzwiami..."
- Ed, czas na obiad.
Matylda poprawia koc na jego kolanach, delikatnie wyciera ślinę ściekającą z kącika jego ust. Wzdycha.
- Już czas, już czas. Zjemy obiad. Będzie dobrze - mówi cicho. Odblokowuje wózek i kieruje do drzwi...
TJK, Longmeadow 09 marca 2008
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- 6 odsłon